
Usłyszałam ostatnio pytanie "Jak sobie radzisz z bieganiem?"
Nie radzę sobie.
Nie radzę sobie.
Padło kolejne: "Jakie masz cele?"
No biegać sobie, maraton na wiosnę pobiegać...
No biegać sobie, maraton na wiosnę pobiegać...
Dobiło mnie: "No to jaki masz plan treningowy?"
Plan treningowy?!
Plan treningowy?!
Na dziecko złego słowa nie powiem. Z reguły przesypia całą noc, cierpliwie znosi wożenie samochodem, noszenie w chuście, ucina sobie drzemki w dzień i w ogóle rozbraja swoim śmiechem, tłustymi stópkami i łapkami, które robią pac, pac. Słodziak i oaza spokoju po rodzicach, wiadomo.
Ale nie oszukujmy się, to przez nią w bieganiu nastąpił jeden wielki chaos ;)
W czasach, gdy jeszcze nie byłam nawet w ciąży, tygodnie były zaplanowane i przewidywalne. 8 godzin w pracy, aerobik, bieganie, kolacja we dwoje. W weekendy długie wybiegania i regeneracja z przyjaciółmi. Tak z grubsza.
Teraz mamy wspólny kalendarz google i nie ogarniamy jak nigdy :) Maciej pracuje i ma swoje treningi. Jesteśmy od siebie w 100% zależni. Precyzyjne planowanie i jasna komunikacja to absolutna konieczność przy naszym trybie życia. Mój przykładowy dzień teraz? Co 3h muszę być na posterunku. Karmię 6-7 razy w ciągu dnia, w sumie zajmuje mi to jakieś 2h. Prowadzę aerobik, kolejne 3h. Idę na basen z Alą, kolejna godzina. Spacerujemy, następne 2h. Gotuję, sprzątam, piorę, robię milion innych rzeczy w domu i przy dziecku. Spotykam się z przyjaciółmi, rodziną. Tak z grubsza.
Aha! Biegam! Tadam!


Biegam sobie różne rzeczy, mieszam rodzaje treningów, zmuszam się do większego wysiłku. To procentuje. Przynajmniej mam nadzieję, że zaprocentuje. W moim przypadku nie zadziałał mit szybkiego skoku formy po ciąży. Że niby lepsze wyniki niż przed ;) Niestety, szybciutko zaczęłam, z czego jestem szalenie dumna, jednak nie mogę wydostać się poza pewne prędkości i dystanse. Spokojnie, wszystko z czasem. Na razie żadnemu podium nie grozi, że na nim stanę.
Cieszę się, że biegam. Zmieniło się moje podejście. Dostosowałam się do sytuacji, żeby się nie frustrować. Kiedyś były liczby i życiówki. Teraz myślę sobie, że na życiówki mam czas. A to bieganie, te moje ułomne treningi, to mój czas wolny. Plan mam, będę się go trzymać. Starty uwielbiam, ściganie się ze sobą i innymi tym bardziej! Na prawdziwej olimpiadzie nie pobiegnę, ale swoją olimpiadę rozgrywam cały czas. To mnie napędza, buduje, dowartościowuje. Dlatego zwlekam się z podłogi i wychodzę ;) Tak jak dziś, za chwilę, mam nadzieję. (Po kąpieli i karmieniu ;p)
Robim co możem. A jak nie możem to też robim. Grunt, że wiem, że wszystko jest możliwe, jeśli się chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz