niedziela, 27 listopada 2016

Druga Dycha na trzech kołach

Druga Dycha do Maratonu była naszym pierwszym startem z Alicją w wózku biegowym. W dniu startu mieliśmy za sobą przebogate kilkudniowe doświadczenie. Wsad wózkowy pozwalał mieć nadzieję, że obędzie się bez przystanków i stresów. Poradziliśmy się Pawła Wysockiego, z jakiej strefy startowej mamy zaczynać i mogliśmy emocjonować się przygotowaniami. Czas przed zawodami zawsze był wypełniony po brzegi, ale ten sam czas plus dziecko to buzujący wulkan. Myśleliśmy, że skoro nie wrzucamy jeszcze do tego bałaganu Dziadów to pójdzie gładko. Nic bardziej mylnego.

M: Fakt - Ala wyssała zamiłowanie do biegania z mlekiem matki. Albo idzie w kimę, albo obserwuje zmieniające się otoczenie. A jak jest szybko to i pogaworzy.

Dominika Żurowicz
Poczujcie to: Wychodzimy z domu o 11. Mam 12 minut na rozgrzewkę, pykam 2km i kilka przebieżek. W tym czasie Maciej składa wózek, odkrywa sflaczałą dętkę i przewija gigantyczną kupę. W czasie wyjątkowo długiego karmienia rozgrzewa się Maciej. Nie wiem, co robi, bo siedzę w zaparowanym samochodzie, wśród stosu ubrań, zabawek i pieluch. Ryzykuję życiem nie odbijając Aluty i na tylnym siedzeniu ubieram ją w kombinezon. Mamy 7 minut do startu. Wychodzę, wózka nie widać. Zastygam w przerażeniu. 6 minut, wraca Maciej z napompowanym kołem. 5 minut, przebieram się. 4 minuty, biegnę do toalety. 3 minuty, Ala płacze, chyba jest dla niej za głośno, za dużo się dzieje. Minutę przed startem Maciej śmiga do ustalonej strefy. Szukam strefy i rodziny. Rodzina jest, strefy nie ma. Stoimy na trawniku, obok biegają wolontariusze z tabliczkami. Przy nas stanął ktoś z "55". To grubo za dużo. Trudno, chcę żebyśmy biegli razem, już mi nie zależy. Na szczęście wsad jest już radosny i zainteresowany otoczeniem. Ruszamy, idziemy na linię startu przez 1 minutę i 46 sekund. No i zaczyna się...

M: Odpowiadając na pytanie co robi Maciej na rozgrzewce: biega rytmy z pustym wózkiem od rowerzysty do rowerzysty i próbuje pożyczyć pompkę. Potem rozgrzewa dynamicznie górne partie ciała pompując. Ani pompka, ani kompresor nie ratują sytuacji - będzie bieg na półflaku. Organizacja startu jest... a nie, nie ma. Ostatnie kilka Dyszek startowałem z ok. 5 linii i problemy przestrzenne znałem bardziej z opowieści niż doświadczenia. Ale tłum, brak stref, wąski start i pętelki na początku to masakra. Z wozem podwójna.

Magda Lena
Udało się dobiec w 46:57. Maciej pchał, ja goniłam. Mamy dwie teorie - albo stać mnie było na więcej a wóz mnie zwalniał, albo pobiegłam maksa, bo nie skupiałam się na cierpieniu. Wierzę w pierwszą wersję. Miły też był doping. Biegacze czasem nam pomagali, robiąc śluzę, krzycząc "lewa wolna", komplementując. Ktoś nawet na mnie nakrzyczał, że biegnę przed wózkiem i przeszkadzam, ale rodzina się na szczęście do mnie przyznała. Kibice bili brawo dla ojca, ja się oburzałam, że chyba dla matki też, więc było zabawnie. Na ostatnich metrach dołączył z poradami trenerskimi Kamil Grudzień, co sprawiło, że dostałam turbo doładowania. Swoje zrobiła też Karolina Kochaniec, która mnie wyprzedzała krzycząc "dawaj, bierzemy jeszcze tą po prawej!". Najlepszą robotę wykonała Alicja. Cały czas gaworzyła, sądzimy, że nas poganiała. Dzielny wsad.

Elbrus
Mniej wesołe doświadczenia? Przez 10 kilometrów non stop wyprzedzaliśmy. Maciej dzwonił dzwonkiem, ja krzyczałam albo klepałam ludzi ze słuchawkami na uszach. Na początku Maciej wyjeżdżał poza słupki, ale dostał ode mnie reprymendę i trzymał się linii słupków, kosząc dwa i stwarzając zagrożenie dla innych, nieładnie. Potem lawirował już pomiędzy biegaczami. Mam nadzieję, że nikomu zbytnio nie utrudniliśmy biegu.

M: Stojąc jeszcze na linii startu, a właściwie ze 100 m za nią wiedzieliśmy, że trochę będzie trzeba powyprzedzać. Optymistycznie szacowałem, że będzie tak przez jakieś 3 km (+/-1). Zdziwiłem się mocno, że trwało to przez bite 10 km. Tyle dobrego, że miałem sporą rezerwę mocy, więc sprinty co jakiś czas nie prowadziły do kryzysów, a jedynie wzbudzały entuzjazm zgromadzonych przy trasie fanek. No i dzwonek zasługuje na Nobla.

1400 osób podczas biegu plus ich kibice to nie przelewki, to ogromne organizacyjne wyzwanie. Niestety uważam, że nie można jednak obwieścić bezwzględnego sukcesu Dychy. Frekwencja to nie wszystko. Bardzo doceniam, że są ludzie, którzy co kwartał podejmują się tego zadania. Dobrze by było, gdyby organizatorzy przyjaźnie i z otwartością przyjmowali konstruktywną krytykę. Za nami już 18 Dyszek, więc jest doświadczenie, pełnoletniość, dojrzałość. 

Uwagi ogólne nasuwają mi się trzy. Od wielu biegów powtarzają się te same problemy. Wszystkie dotyczą kwestii bezpieczeństwa i komfortu samego biegu. Podczas biegu z wózkiem pewne kwestie są bardziej dotkliwe. Na dopracowanie "otoczki", nagród, pakietów itd. przyjdzie czas po uporaniu się z podstawami. 

Po pierwsze, strefy startowe. Jak sobie wyobrażam sytuację idealną? Strefa startu gotowa jest 15 minut przed rozpoczęciem biegu. Szeroki start (start nie musi być szeroki jedynie na długość bramy sponsora). Strefy wyraźnie oddzielone taśmami albo drabinkami. Oddzielne wejście do każdej. Flagi albo tablice po obu stronach. Każda ma swój kolor a biegacze odpowiedni kolor numerów startowych, zgodnie z deklaracją czasu przy zapisach. Do stref wpuszczają wolontariusze. Biegacze są świadomi konsekwencji swoich decyzji i działań. Jeden biegacz w nieodpowiedniej strefie to nie problem, ale już 700 - tak, i to poważny.

M: A ja wspominam sytuację która była i wyobrażam sobie, że jednak chcemy stanąć tam gdzie planowaliśmy (45 min). Pomożecie? - drę się do tłumu. Pomożemy! - odpowiadają. Po chwili wózek z dzieckiem zostaje przeniesiony nad barierką i niczym na koncercie, dryfuje ponad ludźmi. Rzucamy się za nim w pogoń forsując barierkę. Wypowiadamy słowo "przepraszam" po 108 razy na łebka, chociaż wcale przykro nam nie jest. Spiker przez mikrofon udziela zgody na lądowanie i po chwili koła Vipera miękko lądują na asfalcie. Lekko sprasowani, acz szczęśliwi docieramy na miejsce. Dowiadujemy się jeszcze, że "Pan tu nie stał" i można ruszać. Taki bareizm.

A poważniej, to trochę sami sobie jesteśmy winni. Kto późno przychodzi sam sobie szkodzi i 10 min wcześniej pewnie byśmy się przebili. Tylko nie wiadomo dokąd, ach to oznakowanie stref...

Ze strefami wiąże się temat wyników - na czas brutto/netto. Rozumiem, że elita biegnie na czas brutto. Ale reszta, zwłaszcza przy braku stref, powinna mieć szansę na wyrównaną rywalizację na czas netto. Bo można ustawić się z elitą i wygrać 2 minuty brutto z kimś, kto wystartował z końca a miał czas 1 minutę netto lepszy. Przykładowo, byłam 35. wśród kobiet według czasu brutto, ale przede mną były przynajmniej 4 dziewczyny z gorszym czasem netto. W przypadku Macieja różnica sięga o wiele większej ilości miejsc. Czas na zmianę regulaminu?

M: Jeśli zależałoby mi na Grand Prix to bym się wkurzył. Na szczęście nie zależy. Ostatnio poczuwam się do sparafrazowania motta Pawła Wysockiego. U mnie brzmi: "przestań trenować, zacznij biegać".

Druga sprawa to trasa. Było tak koszmarnie tłoczno i wąsko! Biegacze z elity tego nie odczuwają, ale w ramach czasowych od około 45 minut jest wielki ścisk. Każdy chce pobiec jak najlepiej, szuka sobie miejsca. A miejsca na jednym pasie jest najwyżej na 4 osoby. Zaczyna się wyprzedzanie po chodniku, po ulicy, niezamierzone szturchanie, nadeptywanie. Rwanie tempa, tętna, mięśni. Koszmarnie było zwłaszcza na Nadbystrzyckiej. Smrodliwe samochody zatykały płuca, przemykający przechodnie wymuszali zmianę tempa. Wyobraźcie sobie w tym wszystkim jeszcze wózek... Chcę wierzyć, że całkowite zamknięcie i udostępnienie biegaczom całych ulic na czas biegu w niedzielne południe nie sparaliżuje naszego miasta. Inne miasta przeżywają o wiele większe i częstsze biegi, to może i my damy radę.

M: Nadbystrzycka Street. Jest ryzyko, jest zabawa. Grupa starszych pań na przejściu, pozycja prawie jak do startu sprintu. No i pytanie - wlezą pod koła czy nie?

Po trzecie, w kontekście biegu z wózkiem, ale nie tylko, dużym utrudnieniem byli zawodnicy ze słuchawkami w uszach. Zbieg, tempo 4:11, krzyczę "wózeeeeek" i nic, ściana. Dopiero klepnięcie w ramię skutkuje. A gdyby jechała karetka, policja, straż, rowerzysta, wolontariusz? Albo takiemu amatorowi muzyki rozwiązuje się sznurowadło i nie słyszy ostrzeżenia? Albo wypadają mu klucze i też nie słyszy nawoływania? Nie biegam z muzyką, ale rozumiem, że to może pomagać. Na treningu, nie na zawodach. Może czas na kolejną nowość w regulaminie?

M: Nie no, z tym regulaminem to nie przeginajmy. Każdy niech sobie biegnie jak chce. Mi swego czasu muzyka pomagała. Tylko ludziska jak już sobie odcinacie jeden zmysł, to włączcie w to miejsce trochę przewidywania i empatii.