Ostatni maraton ukończyłam w Poznaniu, w październiku. Rozsądna przerwa pomiędzy maratonami to dla mnie, amatora, pół roku. Już odliczam miesiące, zaraz zacznę mierzyć czas tygodniami. Jeszcze nie zdecydowałam, który to będzie: Orlen, Kraków, Lubelski? Najbardziej się boję tego ostatniego. Dech w piersiach zapiera sama myśl o tym, jak byłoby trudno, i jak pięknie.
Tylko maraton dostarcza mi takich emocji w życiu, żaden inny bieg, żadne inne dotychczasowe wydarzenia. Ostatnio zaczęłam czuć wielką gulę w gardle, ze wzruszenia, już 2 km przed końcem. Po przekroczeniu wielkiej bramy, która krzyczała "to już koniec!", wpadłam w oczyszczającą, rozdzierającą, pełną skrajnych emocji histerię :) Oczy zachodzą łzami, ja zachodzę rykiem, co chwila podchodzą do mnie wolontariusze i ratownicy. A ja z najszerszym na świecie uśmiechem delektuję się tym kilkuminutowym rykiem. Kocham to uczucie.
To płacz ze zmęczenia, z radości, ze szczęścia, z ulgi. Pokonałam 42 km. Zwyciężyłam ze sobą, z kryzysami, zrealizowałam marzenie, dopięłam swego. Miesiące przygotowań, setki kilometrów, rozwój. Co z tego, że inni biegają szybciej, innym przychodzi to łatwiej? W maratonie, dla mnie, nie chodzi o czas. Ja mam swoje ograniczenia, swoje zmory do pokonania. Na mecie maratonu triumfuję, żyję pełnią życia, doświadczam czystej miłości. Brzmi wzniośle, ale jak się tak wtedy czuję. Czuję tylko łzy, ich kształt, smak.
Za chwilę druga fala ryku, już w ramionach najukochańszej osoby na świecie. Dziękuję Ci, że ze mną byłeś. Jesteś częścią tego sukcesu. Dawałeś mi czas, motywację, banany na trasie ;)
Na mecie maratonu jestem jednocześnie silna i krucha jak nigdy. Brakuje mi tego uczucia. Po czym to poznaję? Czytam artykuł o maratonie - łzy w oczach. Plan treningowy - łzy w oczach. Zdjęcia - łzy. Medal - łzy. Tekst durnej piosenki "...jesteś jak po maratonie wdech..." - łzy. Na samo słowo już reaguję wzruszeniem.
Po innych biegach jestem dumna, szczęśliwa, zmotywowana. Też same pozytywne uczucia. Ale takiego katharsis nie daje mi nic na świecie.
Więc będę biegać maratony. I marzę, by ktoś uchwycił ten moment, ten ryk, na zdjęciu. Żebym miała na co spojrzeć na stare lata, nad czym sobie popłakać ;)