niedziela, 20 września 2015

Byłam najlepszą ciężarną. Dopóki nie zaszłam w ciążę.

[Tytuł inspirowany jest innym tekstem, podrzuconym mi przez Kasię B. - "Byłam najlepszą matką. Dopóki nie urodziłam dziecka."]

Wpis zacznę przewrotnie...

Grand Prix Lublina, 10. miejsce, ukoronowanie zeszłego sezonu - chyba na pocieszenie, że w tym roku nie będę brać udziału w rywalizacji :)

Nr 10. Niezbyt sportowy ciuch, dziwnie ;)

To był prawie cały mój zeszły rok. Niesamowity postęp, życiówki. Radość biegania, przyjaźnie, przygody. Cudowne życie!

Dwie kreski na teście i nadal miało być cudownie! Wdrażam świetny plan! Będzie cudownie, będę hiper aktywną przyszłą mamą, czuję się świetnie, biegam! Będę wzorem dla pokoleń, będę przyprawiać o palpitacje serca wszystkich sceptyków! Będzie się działo!

...zobaczcie, co zostało z tych marzeń ;)

Klika słów wyjaśnienia...

Chcę dzielić się ciążowymi doświadczeniami sportowymi ze wszystkimi zainteresowanymi. Nie radzić. Dzielić. Może też jesteście w takiej sytuacji, albo planujecie być? Mi brakowało informacji na ten temat "na żywo". Bo kobiety piszą o swoich doświadczeniach, ale dopiero po kilku miesiącach. Czasem odnoszę wrażenie, że są to przeżycia przytłumione, polukrowane przez upływający czas. Postanowiłam do tematu podejść inaczej. Nie chcę już głupio się uśmiechać, gdy ktoś się mnie pyta, czemu nie biegnę w zawodach ;)

Ten wpis dojrzewał we mnie od 4 miesięcy. Opublikowany po Pierwszej Dyszce do Maratonu, miał mieć tytuł "Dycha na 4 nogi". Wydźwięk miał być motywujący, przełamujący stereotypy o bieganiu w ciąży. Teraz mogę powiedzieć tylko, że... miało być tak pięknie... Cóż, jest inaczej, niż to sobie planowałam.

Miałam biegać, skakać, żyć aktywnie, miało się niewiele zmienić. Miałam być jak Paula Radcliffe czy inne fantastyczne sportsmenki. Życie napisało jednak swój własny scenariusz. Zmieniło się wiele.

Mało aktywne pierwsze tygodnie...

Z perspektywy człowieka, dla którego ruch małym palcem jest przyczyną mdłości, brak aktywności przestaje mieć znaczenie. Jednak z ręką na sercu mogę przysiąc, że ten brak aktywności nie wynikał z lenistwa, z odpuszczenia, ciąża nie stała się wymówką. Każdy dzień bez treningu oznaczał prawdziwą niemoc.

Jakoś przetrwałam ten bardzo zły miesiąc (to był też czas ogromnych upałów). Nie poddawałam się, walczyłam - mimo okropnego samopoczucia.

Wybawieniem okazał się basen, którego kiedyś bardzo nie lubiłam. Pustki na Uniwersytecie Przyrodniczym (zwykle byłam sama na torze), zachęcały do częstych odwiedzin. Nie byłabym sobą, gdybym od razu nie szukała "planów treningowych dla kobiet w ciąży". Co znalazłam? Np. świetną informację, że unoszenie się na wodzie wpływa niezwykle korzystnie na mięśnie, wydolność, skórę. Cóż, ambitnie. Wdrożyłam własny plan. 40 basenów i nie ma zmiłuj. Teraz odwiedzam mniej przepełnioną Łabędzią.

Zaczęłam też więcej jeździć na rowerze, prowadzę aerobik, kijkuję. Każdy dzień to przynajmniej 45 minut aktywności. Tłumaczę sobie, że podczas ciąży zrobię świetną bazę tlenową pod trening szybkościowy ;p

Bieganie...

Od początku ciąży przebiegłam łącznie nieco ponad 100 km. Średnia miesięczna to zatem 25 km. Do tej pory biegałam prawie albo ponad 200 km miesięcznie... W maju przebiegłam Maraton Lubelski a w czerwcu już ledwo człapałam... Wyobraźcie sobie, jak destrukcyjnie wpłynęło to na moją psychikę i ciało... Tłumaczenia - że przecież jestem w takim błogosławionym stanie, że to cudowny okres, że to najpiękniejsze chwile w życiu kobiety - doprowadzały mnie do szału. Niby ciąża nie choroba, ale zmienia diametralnie codzienność kobiety. Cóż, ten piękny okres z pięknem ma niewiele wspólnego.

Jak tylko lepiej się poczułam, biegałam. Najpierw 4, potem 5, w końcu 7 km. Przyszedł czas na 10. Pewnej słonecznej niedzieli, pełna entuzjazmu i radości wyszłam na lekkie bieganie do lasu. Taki trening przed Dychą, którą miałam ukończyć triumfalnie z brzuchem, ucierając nosa wszystkim sceptykom. Skończyłam po 2 km. Tempo 7:30, tętno 150. Myślałam, że to koniec. I to na najbliższe 7-8 miesięcy... Kto biega, ten wie, jak bolesna jest taka świadomość. Na szczęście biegaczka w ciąży, jak każda biegaczka, ma swoje słabsze dni. I to był ten dzień. Tak myślałam. Kilka dni później, podczas kijkowania w Kazimierzu Dolnym poczułam zew. Po 7 km rozgrzewki przeszłam do biegu. 2,5 km w 6:30 i zero zadyszki! Odzyskałam nadzieję. Tydzień później znów ją straciłam, i to po kilku krokach. Chyba jednak bieganie w ciąży nie jest dla mnie ;( Bardzo wspiera i motywuje mnie Maciek. Biega za mnie :)

Opinie...

W moim otoczeniu większość osób reaguje na moją aktywność w najlepszym przypadku pełnym dezaprobaty pomrukiem bądź jękiem o znamionach lamentu. Ale ja się pytam, dlaczego? Gdybym nigdy nie ćwiczyła a dopiero teraz porywała się na te wszystkie aktywności, wszelkie uwagi byłyby uprawnione. Ale ćwiczę regularnie od 2006 roku, z czego ostatnie ponad 3 lata były naprawdę intensywne! Moim zdaniem (i nie tylko moim) nagłe odcięcie się od tych bodźców, bez żadnej przyczyny, sprawiłoby, że czułabym się parszywie i dopiero wtedy bym sobie zaszkodziła! Jestem rozsądna, wsłuchuję się w siebie, reaguję na wszelkie sygnały. Gdy czuję się dobrze, ćwiczę. Lekarze zalecają zmniejszenie aktywności fizycznej tylko o 10%. Nie wiem, do jakiej "bazy" oni to odnoszą, bo mi zostało 10% - a nie ubyło ;p

Zobaczcie, tak to miałam robić:
http://www.pannaannabiega.pl/trening/bieganie-w-ciazy-co-mozna-a-czego-nie/



Plany, plany...

Żałuję, że nie jest do końca tak, jak sobie zaplanowałam. Że nie mogę być fantastycznym biegającym przykładem kobiety w ciąży. Zmieniłam plan, na razie jestem aktywna fizycznie "inaczej" i trzymam kciuki, żeby utrzymać ten poziom przynajmniej do 9 miesiąca...

W trakcie II trymestr (dopiero? w końcu?) a ja już w duszy i wyobraźni mam ciało Chodakowskiej, i po ciąży zamierzam je uzewnętrznić. Zapowiada się ostra walka, ale przegranej nie biorę pod uwagę! Już mam zaplanowany powrót do formy i pierwsze starty :) Mam w sobie teraz tyle siły i motywacji! One będą dojrzewać przez kilka miesięcy... Jak już wrócę na biegowe ścieżki, nawet Maciek mnie nie dogoni! Będę codziennie biegać mordercze treningi. Teraz sobie myślę, że do tej pory bardzo nie doceniałam swojego ciała, mimo wszystko za mało od siebie wymagałam.

Wszystko czas pokaże, trzeba go tylko nieco wziąć w swoje ręce.

5 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze napisane Justyna! I tak jak teraz nie powinnaś poddawać się pod wpływem pomników dezaprobaty, tak przenigdy nie uwierz w to, co za chwilę będziesz słyszeć na każdym kroku: tia, zobaczysz, że przy dziecku nie będziesz mieć chwili czasu na takie fanaberie jak sport. Będziesz mieć. I czas i siły i motywację jak nigdy wcześniej. Będziesz latać i niech mąż juz trenuje, żeby w ogonie nie zostać ;-)
    Powodzenia!
    Kasia Sz.

    OdpowiedzUsuń
  2. wiedziałam ;) bardzoooo się cieszę :) Sławka !

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki kochani :) Maciek bardzo, bardzo mnie dopinguje już dziś i jestem pewna, że później będzie jeszcze lepiej! Mając takie wsparcie, będę mogła zacząć biegać nawet ultra ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Fuck them all ! Będzie dobrze:-)

    OdpowiedzUsuń