niedziela, 13 marca 2016

Trzy Szuby biegają

To zdjęcie dobrze oddaje ostatni miesiąc :)

9 miesięcy ciąży jak przyspieszony film


Ciągle nie mogę uwierzyć, że to już. Co więcej, na moim ciele ten czas nie zostawił właściwie poważniejszych śladów (ja:rozstępy, 1:0, brawo ja!), więc czasem łapię się na przecieraniu oczu ze zdumienia na widok pulchnej larwy w moich ramionach. Teraz, z perspektywy znów w miarę "normalnej" mnie, przyznam nawet, że będę tęsknić za tym okresem. Bywało ciężko, ale był to też czas dla mojej rodziny - tej obok mnie i tej we mnie. Był to też czas dla mnie - na zwolnienie tempa, na przemyślenia, plany i snucie marzeń. Na zastanowienie się, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Kilka miesięcy na niższym biegu pozwoliło mi lepiej poznać moje ciało, dogłębnie je poczuć. Poznać jego stare i nowe możliwości, ale też ograniczenia. Bez pośpiechu, planów treningowych i mierzenia rezultatów. Płynęłam swobodnie na fali sportowych potrzeb. Choć podsumowania liczbowe lubię. Nie zmieniłabym ani jednego dnia z okresu bycia w ciąży. No może poza tymi, kiedy musiałam trzymać się w promieniu 2 metrów od toalety. Nawet ból pleców miał swoje plusy, bo codziennie doświadczałam przyjemnych masaży.

Relacja sportowa z ostatniego miesiąca ciąży


Luty upłynął pod znakiem nordic walking w lesie i dynamicznych spacerów w wąwozie. Plus kilka godzin fitnessu w szkole rodzenia i gimnastyki w domu. W sumie 84 km zrobione do 20 lutego.
Tydzień przed porodem.
2 dni przed...
Jeszcze podczas City Trail'a kijaszkowałam w niezłym tempie. Miałam w sobie radość niezmierną. Rozmawiałam z biegaczami, micha sama się śmiała. Ostatnią fotę z brzuchem mam z Arturem Kernem w tle. Chociaż nie, ostatnia fota jest ze spotkania z psiapsiółami z pracy, tego samego wieczoru, ale nie nadaje się do publikacji. Cały czas się zastanawiam, czego Ty Katarzyno dodałaś do tego brownie, że ta noc miała taki ciąg dalszy? 
Prawie ostatnia fota z brzuchem.
21 lutego o 11:15, przyszła na świat nasza córa - zdrowa, silna i śliczna Alicja. Tak jej się spodobało na zawodach, że postanowiła jak najszybciej wyskoczyć i dołączyć do sportowego grona. Albo liczyła na osobisty udział w warsztatach z Chodi. Ale sorry Młoda, bilety wyprzedane, nie uprzedzałaś, kiedy się pojawisz.

Krótkie podsumowanie aktywności w ciąży 

 

Wierzę, że cała moja aktywność i dbałość o zdrowie oraz dietę w ciąży przyniosły efekty. Jakie?

Podobno szybki, naturalny poród, choć moim zdaniem 9 godzin cierpienia to i tak zdecydowanie za długo. Jeśli ktoś pragnie opowieści z życia wziętych zamiast horroru w TV, zapraszam na spotkanie. Na szczęście już 2 godziny po porodzie sama podreptałam do toalety a 6 godzin później byłam po samodzielnym prysznicu. W pewnych sytuacjach człowiek naprawdę się cieszy, że jest w stanie wykonać proste czynności. To jest radość typu "pierwszy samodzielny krok po maratonie". Lekarze chcieli mnie wypisywać już na trzeci dzień, ale Małej Pańci chyba podobało się towarzystwo innych drących się obesrańców. Jeszcze na sali uprawiałam lekki szpitalny aerobik.

Zaznaczam, że na każdym kroku, podczas całej ciąży, towarzyszył mi zdrowy rozsądek. Nie robiłam nic wbrew mojemu ciału a przede wszystkim nie robiłam niczego, co mogłoby zaszkodzić dziecku. Wszystko robiłam z myślą, że obie będziemy zdrowsze i silniejsze. Zgoda rozumiejącego lekarza i własna intuicja to podstawa korzystnego wysiłku fizycznego z balastem.

 

Powroty


Do chodzenia wróciłam już pierwszego dnia po powrocie do domu, czyli dokładnie 7. dnia po porodzie. Po kilku dniach w ruch poszły kijki i znów znalazłam się w lesie, od razu ustanawiając swój rekord życiowy nordic walking - się nie będę rozdrabniać.

W ciąży przytyłam równo 13 kg. Po tygodniu było mnie 8,5 kg mniej, po dwóch - 10 i leci w dół. Wprawdzie na moją wagę składa się w większości galareta tłuszczowa, ale jestem dobrej myśli i mam ambicje zamienić ją na mięśnie.

Zaczęłam też uprawiać aerobik w domu. Nie gimnastykę. AEROBIK. Taki prawdziwny, taki mój. Odkurzyłam swoje płyty i zabrałam się do roboty. Na początku ostrożnie, potem coraz śmielej. Nie sądziłam, że mam taką formę! Wiadomo, że tabaty teraz nie poprowadzę, ale czuję, że mam siłę i energię, by wrócić do zajęć! Brzucha jeszcze nie katuję, bo boję się rozstępu mięśnia prostego, ale i tak nie jest źle. Nie wyglądam jakbym była w 6. miesiącu ciąży. Wyglądam jak po dobrym świątecznym obżarstwie.

Do zestawu aktywności wraca rower. Z nowości pojawiły się spacery z wozem. Do lekkich ten sport nie należy, serio! Zwłaszcza jak ma się dobrze przybierające na wadze dziecko i kilka schodów do pokonania. Uroki 4. piętra bez windy.

Nie spodziewałam się też powrotu do biegania wcześniej niż w maju. Teraz odliczam dni do końca połogu. Taką sobie postawiłam formalną fizjologiczną granicę. Za 3 tygodnie zobaczymy, na co mnie stać.

Działania wspomagające to dieta. Po tygodniu na szpitalnym wikcie a potem po kolejnych dniach na wikcie mamino-teściowym, wróciłam do kuchni. Znów królują kasze, ciacha owsiane i jaglane, rybka, różne kolory warzyw i owoców. Póki co jem wszystko, żadnej "diety matki karmiącej" nie stosuję.

Wszystko udaje się w cudowny sposób zorganizować. Cudowny od "jakimś cudem", nie od "cudownie". Nasze życie jest teraz podzielone na mniej więcej 2,5 - godzinne bloki programowe, pomiędzy karmieniami. Karmię piersią, więc jesteśmy z Małą Pańcią od siebie zależne. Udane karmienia butlowe made by Maciej za nami, więc zyskuję więcej czasu poza domem. W końcu matka musi się dokształcać, co by zdrowsze posiłki pichcić. Dzięki wzajemnemu małżeńskiemu wsparciu oboje mamy czas na sport, sen, czytanie, pracę. Zdarzyło się nawet w spokoju wypić kawę czy obejrzeć serial. Wymaga to od nas dużo lepszej organizacji i porządku, planowania i rozmawiania. Czasem poświęcenia. Młoda jest jeszcze na etapie jedzenia, spania i robienia sikup, ale i tak wymaga sporo czasu i uwagi. Podstawową zmianą jest to, że robimy coś nie wtedy, kiedy mamy na to ochotę, ale wtedy, kiedy córa łaskawie pozwoli. Zdążyliśmy też już poznać smak zimnego obiadu i prysznica w 3 minuty (dosłownie) - nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło. Potwierdzamy też, że dzieci mają cudowny radar wyczuwający, że rodzic chce akurat odpocząć. Do snu w blokach programowych z godzinnymi przerwami można się zaadaptować.

Zdziwienie roku

 

Sądziłam, że po porodzie z moją sprawnością i wydolnością będzie dramat. Pozytywnie się zaskoczyłam. Jestem wdzięczna swojemu ciału. Za to, że mamy z Maćkiem zdrową i śliczną córę, że nieźle zniosłam poród, że mam siłę opiekować się i karmić naszego żarłacza, że pozwala mi na szybkie wdrożenie nowego aktywnego życia. By być radosną mamą i żoną. By być radosną sobą.

Ciału należy się szacunek. Dobre i pożywne jedzenie, sen, relaks, wysiłek. Czasem kosmetyczka i fryzjer, a jakże. Ciało pozwala nam cieszyć się życiem. Dlatego tak bardzo dbam o ciało.
Pierwsze kijaszki bez brzucha i w nowej kurtce - czekała na mnie kilka miesięcy :)