Ostatnio przyplątał się do nas paskudny wirus pod postacią tzw. jelitówki. Atak był nagły, ustąpił po kilku godzinach, ale zostawił ogromne spustoszenie. Postanowiliśmy nie czekać, tylko wszelkimi możliwymi sposobami postawić się na nogi. Zaczęliśmy czytać i podpytywać. Wierzę, że z jelitówki szybko wyszliśmy (oprócz lekkiej, wzmacniającej diety) dzięki elektrolitom i probiotykom. Nigdy nic nie łykaliśmy przez dłuższy czas, bo zawsze stawialiśmy na bogactwo z naturalnych źródeł. Do pewnego momentu zdrowa dieta wystarczała...
A potem urodziła się Alicja.
Bo to nie tylko o dietę chodziło, ale też o wysypianie się. Dla nas to słowo praktycznie nie istnieje. Kilka dni przymusowego zwolnienia chorobowego pozwoliło nam bardzo odpocząć, zwolnić, podjąć pewne decyzje dotyczące zdrowia. Składowe w postaci: wiecznego niewyspania, mrocznej pory roku, zagrożenia przeziębieniami, mojej bardzo dużej aktywności fizycznej i karmienia piersią, Maćka stresującej pracy i umiarkowanej aktywności sportowej, diety wegetariańskiej, dały nam taką listę suplementów:
- probiotyki (nasza odporność bierze się z jelit, zresztą nie tylko ona, stan naszych jelit wpływa na cały organizm w wymiarze również psychicznym, my zaczynamy z Sanprobi Active Sport)
- kwas foliowy (w dużym skrócie - działanie krwiotwórcze i antydepresyjne, z jedzenia, o dziwo!, przyswaja się dwa razy gorzej niż z postaci syntetycznej, podobno większość dorosłych ma jego niedobór)
- witamina D (magiczna witamina, która wpływa na wszystko, syntetyzuje się poprzez skórę z pomocą słońca, więc jak nie ma słońca, trzeba sobie pomóc)
W związku z brakiem mięsa w diecie naturalnie nasuwa się pytanie o żelazo - wyniki badań krwi nie wskazują na to, żebyśmy mieli z tym problem, więc dbamy o duże ilości żelaza w diecie (strączki, orzechy, gryczana, jaglana, pestki dyni i słonecznika, morele, daktyle, zielone warzywa).
Faszerujemy się zatem i niech moc będzie z nami!