niedziela, 3 kwietnia 2016

Brawo sport i dieta!

Głupia sprawa. Dopiero ostatnio uświadomiłam sobie, że moją aktywność w ciąży i szybki powrót do formy po urodzeniu naszej larwy zawdzięczam temu, jak żyłam już na kilka lat przed tymi ciekawymi wydarzeniami...
Rower niecałe 3 tygodnie po porodzie. Co to była za radocha.
A jak żyłam?

No oczywiście - zdrowo i sportowo.

Zawsze coś (pseudo)sportowego robiłam - a to siatkówka, basen, piłka ręczna, piłka nożna (tak, tak, nożna - w Zamoyu). Wyjazdy na zawody, obozy. Wybitna nigdy nie byłam, ale jakoś to szło. W harcerstwie sporo się wędrowało i robiło inne wygibasy. Tylko biegać nie lubiłam.

Względna forma i szczupłość była. Do czasu.

Pewnego dnia na mojej drodze stanął Maciej. Początki naszego związku były bardzo ciężkie (dosłownie) dla obojga. Długie wieczory przy suto zastawionym przekąskami stole kończą się tam, gdzie wskazówka wagi już nie dociera.

Zmiana nastąpiła niespodziewanie i nieświadomie. Maciej z nudów zaczął chodzić na siłkę w akademiku podczas studenckiego wyjazdu, taki porządny. Gdy wrócił, kontynuował nową pasję w osiedlowym klubie. Dołączyłam do niego i ja. Wkręciłam się tak, że po kilku latach sama w owym klubie prowadziłam zajęcia. (Tym samym spełniłam jedno z mini-marzeń, marzeniątko takie.)

Ale to jeszcze nie było do końca TO. Rewolucja zaczęła się od biegania.

A do biegania nigdy nas nie ciągnęło. Tym razem to ja pierwsza zaczęłam. Punktem zapalnym był Dziki Maraton Lubelski. Nagle znajomi przestali mieć czas, bo albo przygotowywali się do biegu, albo go organizowali. Trzeba było sobie odpowiedzieć na jedno ważne, ale to... bardzo ważne pytanie - jesteśmy odludkami czy dołączamy do tych szaleńców? Wiadomo, jak to się skończyło.



Od biegania zaczęła się w nas głęboka zmiana. Wszystko następowało powoli, każdy krok miał swój sens, każde doświadczenie uczyło i zmieniało nasz tryb życia. U nas nic nie działo się od razu. Zmiana wymagała czasu, wielu błędów i zwrotów akcji.

W dużym skrócie. Najpierw pierwszy kilometr bez zadyszki, potem cykl Dyszek do Maratonu, maratony, kolejne życiówki, obozy biegowe. Zdrowe odżywianie, fascynacje różnymi dietami.

Teraz, po czterech latach, jesteśmy na etapie planowania wspólnego ultra, pieczenia ciast z buraka, własnego chleba, studiowania żywienia człowieka i dietetyki (to ja). Snujemy wegańskie marzenia a każda wolna chwila jest zmarnowana, jeśli nie zawiera choćby kropli potu. Główne lektury to książki o bieganiu i jedzeniu. Wszędzie ciągamy ze sobą dziecko. Od zarodka.

Każdy dzień mojego życia sprawił, że dziś, po 5 tygodniach od porodu, mogę jeździć na rolkach, prowadzić aerobik, śmigać szybkie kilometry z wozem, bić swoje rekordy nordic walking, machać nogą z Chodi, szybko wrócić do biegania. Śmiało marzyć i planować działania, żeby te marzenia spełnić.

Każdemu z tych dni zawdzięczam to, że mamy z Maciejem fantastyczny związek przesiąknięty pasją i zrozumieniem.

Każdy z tych dni przyczynił się do tego, że możemy teraz spalać dodatkowe kalorie opiekując się naszym małym potworem. Zdrowym, silnym i rosnącym w szalonym tempie potworem.

Zdrowa ciąża, zdrowe dziecko i zdrowa ja to jeden z pozytywów długiego czasu aktywnego trybu życia i dobrego odżywiania.

Jeśli ktoś kiedyś planuje dzieci, albo po prostu chce długo i miło żyć, gorąco polecam intensywne poruszanie się. Ja mam świadomość, że to co robię TERAZ ma ogromny wpływ na to, gdzie i jaka będę w PRZYSZŁOŚCI. Dlatego nie odpuszczam nawet na chwilę. 

Do dzieła więc - marzenia się nie spełniają same.

3 komentarze:

  1. Pozytywny, motywujący do działania blog! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalam niestety wielu zdrowo i sportowo zyjacych ktorzy zmarli mlodo. i nie byli ofiarami wypadku samochodowego. Dlatego na dlugie zycie nie ma co sie jakos nastawiac bo albo jest nam dane albo nie. W kazdym razie zdrowo zyc na pewno nie zaszkodzi, tym bardziej jesli przynosi to satysfakcje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń