Książkę Beaty Sadowskiej o tym tytule dosłownie połknęłam w jednym kawałku. Zabawna, wzruszająca, łamiąca mity i zmniejszająca strachy. W wielu miejscach zgadzam się z Beatą. Podróżowanie z dzieckiem jest inne niż w parze. Czy trudniejsze, gorsze? Nie - jeśli tylko priorytetem stają się potrzeby dziecka. Jego uśmiech wynagradza wszystkie trudy i wyrzeczenia, których właściwie nie ma tak wiele.
Strach nr 1: samochód
Janosik mówi, że za 4h będziemy u celu. Janosik się myli. Do celu dobijamy w dwukrotnie dłuższym czasie. W sumie Lelek zachowuje się jak ja - jest krzyk na siku, kupę, pić, jeść, nudę. Każda tura zaczyna się od marudnych krzyków (znowu mnie wsadziliście do fotelika!), przechodzi w zabawę motylem i nasze kreatywne śpiewy, kończąc się na śnie z plumkającym w gębalu smokiem. Sygnałem do szukania szybkiego postoju jest nagła syrena, której ryk za plecami kierowcy oznajmia, że trzeba się zatrzymać natychmiast, ale to natychmiast. Godzinka postoju: karmienie, przewijki, zabawy, łypando, gadatki i kolejna rundka, i kolejna.
Strach nr 2: dramaty w nowym otoczeniu
Że co? Lelek je i śpi w każdych warunkach. Nasza krew.
Strach nr 3: wędrówka górska
Lelek robi zawsze wielką aferę, gdy jest wkładany do chusty. Na szczęście po wygodnym umoszczeniu się jest relaksik i łypando na świat. Wdrapaliśmy się w chuście na 2 szczyty - Kicarz (Kicak) 741m, Jaworzyna (1114m). Lelek dołączył do swojego bogatego portfolio pierwszy tysięcznik! Poza tym ma też na koncie pierwsze schronisko i kolejkę górską. Wędrówka z prawie 7kg tobołkiem jest czystą przyjemnością, jeśli spełnia się podstawowe potrzeby tegoż tobołka. Przesuwające się krajobrazy dostarczają ogromu wrażeń. Wierzymy, że te wielkie oczy naprawdę widzą i chłoną otaczającą przyrodę. Wierzymy, że każde takie doświadczenie tworzy jej osobowość. Nie wiemy przecież, w którym momencie dziecko naprawdę zaczyna rozumieć świat. Nie znamy tej granicy. Nie możemy założyć, że w dniu 2 urodzin idziemy do lasu i ma ten las kochać i się świetnie bawić. Nie będzie, bo go nie zna. Lelek poznaje nasz świat i pozostaje tylko wierzyć, że pokocha naturę i wysiłek fizyczny tak jak my. Szlaki przed Tatrami przetarte.
Strach nr 4: bieganie
Właściwie powinnam zacząć od tego, że do Piwnicznej pojechaliśmy, żeby
trenować przed jesiennym Festiwalem Biegowym, gdzie Maciej ma do
pokonania dystans ultra (64km), a ja półmaraton. Ja bałam się swojej formy. Wbiegłam sobie na Kicaka (udka bolą do tej pory) i na drugi dzień troszkę po Piwnicznej dla rozluźnienia (nie podziałało). Dziś na aerobiku poczułam, że góry oddają. Już planuję wybieganie po bardziej górzystym terenie. Naprawdę, nigdzie nie da się tak złachać jak w górach. To chyba jedna z odpowiedzi na mój wcześniejszy post. Maciej przebiegł trasę swojego ultra w dwóch turach. Bardzo zazdrościłam mu wszystkich logistycznych, precyzyjnych przygotowań. Gdy wybiegał, włączałam stoper, wspierając go w myślach. Już planujemy jesienny start, w końcu to będzie mój i Lelki pierwszy support ultra!
Strach nr 5: Zuber
Zuber to woda lecznicza, której można skosztować w pijalni wód w Krynicy Górskiej. Zuber to koszmar kolonii sprzed 18 (!) lat. Zuber najbardziej skutecznie leczy zbyt duży apetyt, bo po nim odechciewa się wszystkiego. Maciej natomiast zaopatrzył się w dodatkową butlę tego nektaru i zasmrodził bukłak. Poleciał na tej wodzie 34km jak strzała, więc Zuber chyba jednak działa. Mnie to jednak nadal nie przekonuje.
Strach nr 4: potrzeby Lelkowe
Nigdy nie wiem, kiedy Lelek zażyczy sobie świeżej pieluchy i mleka. Muszę być gotowa zawsze. Nam wystarcza mała mata turystyczna i wygodny stanik sportowy (po raz kolejny reklamuję Moving Comfort, mam już 3). Wstyd zostawiłam już dawno za sobą. Bo czego tu się wstydzić? Wszystkie czynności Lelkowe mamy oswojone: w samochodzie, na trawie, placu zabaw, w knajpie, uzdrowisku, schronisku, przy deptaku, pod tablicą informacyjną i w wielu, wielu innych miejscach.
Jest się czego bać w podróżowaniu z dzieckiem? Jest. Ale strachy trzeba oswajać - z korzyścią dla siebie i Młodzieży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz