Dominującym uczuciem jest strach. Chcę dobiec do mety, żeby znów, po pół roku, doświadczyć najcudowniejszych, uzależniających doznań.
Jakiś czas temu zastanawiałam się nad tempem, czasem. Phi! A dziś - chcę dobiec do mety. W moim kochanym Lublinie, na każdym kroku z rodziną i przyjaciółmi.
Maciej nie biegnie, PRZEŻYWA. Opracowuje mi taktykę na bieg. Będzie jechał na rowerze. No przynajmniej do czasu, kiedy obrzucę go groźnym spojrzeniem i ledwo słyszalnym bluzgiem. Postanowił wziąć parasol (jak będzie za duże słońce albo deszcz) i spryskiwacz (jak będzie gorąco). Proszę, niech ktoś go sobie weźmie na kilka godzin ;)
Najbliższy tydzień poświęcę na odpoczynek. HIHIHIE :D Znam się na tyle, że muszę doprowadzić swoje ciało do biegowego głodu. Potruchtam we środę i tyle. Ostatnie dwa dni to mocne, jak dla mnie, treningi. Czułam się świetnie, nieco się podbudowałam i wiem jedno - moim celem jest dobiegnięcie do mety. Nieważne, w jakim czasie. Zależy mi, żeby nie iść, nie siedzieć w toiu (tak, moja taktyka na odpoczynek - zgubna ;p) i mieć super zdjęcia na mecie :D Już wiem, w co się ubiorę, gdzie są najgorsze podbiegi, co i kiedy mam jeść.
To był 39K. Uwierzycie?! |
W końcu jestem "w domu", bo poprzedni tydzień to nieudane wybiegania (miało być 25K, wyszło 9, potem 15K, wyszło 11) i testy odzieży (pierwszy bieg przerwany przez śliczne hiperkrótkie spodenki a drugi przez śliczne hiperróżowe buty). Trudności natury psychicznej podłamały mę wiarę w się. Aż w głowie zaświtała myśl, żeby zbiec z kraju... Co do stroju, skończy się na zestawie poznańskim, dziś testuję lakier do paznokci w kolorze koszulki ;p
Piękne, ale nie do biegania... |
Ogólnie jest zabawnie. Wszyscy się pytają, jak się czuję. To miłe, bardzo. Mnie tylko na dźwięk tego pytania łapie skurcz w żołądku :D
Za tydzień o tej porze... O matko jedyna i córko, jak ja się nie mogę doczekać startu! Tego bólu, walki, ściany, pomarańczy! Będzie ekstatycznie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz