wtorek, 9 grudnia 2014

Walka z muffinką

Trudny dzień w pracy. Przerwa. Przyjemność. Kawa z mlekiem. Muffinki w zasięgu ręki. Już, już je mam, gdy powiew mroźnego powietrza zdmuchuje z biurka kartkę. Kartkę z planem treningowym. Planem na 10km w 40 minut. Pytam się, czy ta muffinka mi pomoże? Pytam się Męża. Nie pomoże - ani Mąż, ani muffinka. Mąż mówi, pić i żryć. Nie rozumie. Albo jest podstępny, nie wierzy i chce mnie utuczyć. Przecież nie dalej jak wczoraj wyszło na jaw, że kaszę waży przed gotowaniem a nie po, a ja wpycham w siebie te wielkie porcje. Nie słucham go. Chwilowa przyjemność, czy poświęcenie, by osiągnąć wymarzony cel? Muffinka nagle zamienia się w cały alfabet E, cukru, kalorii. Moje nogi stają się takie ciężkie, zwisające fałdy na brzuchu nie pozwalają mi już zbliżyć się do muffinki. Wyobrażam sobie, co będzie się działo w Święta. Walczę. Nie sięgam. Za oknem gra radio Panów Robotników. Do ucha dolatują dźwięki Bednarka - takie chwile jak te, to nasze zwycięstwo. Ten heroiczny wyczyn to początek drogi. Do 40 minut. Nie wiem jak daleka ta droga, ale chcę na nią wejść z pełną świadomością i odpowiedzialnością. Od dziś będę walczyć z muffinkami, pierniczkami, czekoladą, słodkim gryczakiem. Pełna podziwu dla swojej silnej woli spoglądam dumnie w stronę okna, chcąc odetchnąć, ze wzrokiem utkwionym w zachodzącym słońcu, i co widzę?! Na parapecie stoi on! Świeżutki, pachnący, słodki! To będzie długa droga. Do tych 40 minut...




2 komentarze:

  1. Robotnik jest na parapecie? Świeżutki, pachnący, słodki? I co się stało z ciastkiem, czemu drugie zdjęcie jest żałobne?

    Twój podstępniak

    OdpowiedzUsuń