poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rower. Status związku: to skomplikowane

 
Od maja jeżdżę do pracy rowerem. Na początku było to zło konieczne, lepsze te 40 minut w siodle niż na fotelu w samochodzie. Potem zaczęłam sobie ten wybór racjonalizować przygotowaniami do maratonu. Zawsze to lepiej dla ciała, dodatkowe 18 km dziennie. Przyszedł pierwszy deszcz, jestem uparta. Ręcznik i suszarka w pracy. No wariatka, mówili. Ale mówili też, że podziwiają. Cóż, prostym człowiekiem jestem, pochwały działają motywująco. Zwłaszcza, że mimo iż miss i modelką nie jestem, to w pracy nie wyglądam casual. Oprócz korpo piątków. Już nie chowam się w rowerowych gaciach po kątach, wręcz przeciwnie, paraduję z tyłkiem w obściślakach. Czasem nadal mi się nie chce, nadal roweru nie lubię, dla przyjemności na wycieczki nie jeżdżę. Ale doceniam to, co mi daje. Ba, to co sama sobie daję! No pewnie, że to wymaga. Tylko daje też mnóstwo wolności, relaksuje, wietrzy głowę, daje energię. Jadę, myślę, planuję albo kontempluję nasze piękne miasto, jego rozwój. Mijam uśmiechniętych rowerzystów, biegaczy, nowy stadion, basen olimpijki, stadninę, park, stacje rowerów miejskich. Jak ja kocham to miasto! I dziękuję za każdy z 1500 przejechanych do tej pory km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz