poniedziałek, 1 czerwca 2015

Trudniej czyli łatwiej: II Chełmski Półmaraton z Duchem Bieluchem

Po co łatwiej skoro można trudniej? I wio przez bagno po pachy. Takie mam wspomnienie z harcerskiej młodości. Na połówce w Chełmie nie dało się wybrać trasy, po prostu było trudno. I satysfakcjonująco, tak jak wtedy w bagnie.

Życiówka, chociaż wolniejsza niż dałoby się osiągnąć w innych warunkach – dumna i radosna. Pamiętam nadal niedosyt jaki czułem po ostatniej Dyszce, mimo iż rekordowej. Miało być kilkadziesiąt sekund szybciej, ale nie wyszło. Tam ukształtowanie terenu i pogoda sprzyjały, a co złego to moja niemoc. Po biegu z Bieluchem mam poczucie, że wyszarpałem z tej gorącej i pagórkowatej trasy wszystkie sekundy jakie się dało. Cenne uczucie.

 
Już po. Wygląd adekwatny do samopoczucia. Drzewo się przydało. Wybrałem w miarę ładne zdjęcie.

Pechowo na wszystkich szybkich treningach przed zawodami pogoda mi sprzyjała – chłodek, deszcz. Takie warunki miałem przetestowane i plus minus pod to dobraną taktykę. Ale w Chełmie już na trzecim kilometrze wiedziałem, że będzie trzeba improwizować, bo w ustach sucho, a tętno jakoś tak o 10 uderzeń za szybkie jak na tę prędkość. Trzymać tempo czy tętno? Coś tam, coś tam – wyszła alternatywna taktyka „na rympał”, czyli bieg z malejącą prędkością :) Teoretycznie tak się nie biega, ale praktycznie jak widać się da :) Dokładniej rzecz biorąc tak to wyglądało:


Na zbiegu za 3km goniłem sekundy, które z pełną świadomością wypuściłem na podbiegu przez deptak. Tempo średnie pierwszej części wyszło ciut wolniejsze niż tempówek na treningach. Tyle, że było dużo za szybkie. Nie było z czego gonić na drugiej części dystansu, oj nie. Punktów z wodą wyczekiwałem jak zbawienia, żarłem sole, żarłem żele, ale wiedziałem, że to dużo nie da. No cóż, jakby było za łatwo, to byłoby nudno. Chyba mam w sobie jakieś masochistyczne skłonności do trudnych warunków. Dzięki Dracon za te bagna... Byłem zadowolony z zimowej, pagórkowatej Dychy i zawiedziony szybszą, płaską kilka miesięcy później. Aż strach startować na jakiejś płaskiej połówce po wakacjach lub wczesną wiosną, bo deprecha będzie... Na razie raduję się straszliwie z wyniku 1:28:13 i będę miło wspominał Chełm. Chociaż nie wiem czy jeszcze przyjadę tu biegać :)

Masaż lodem. Masochizm c.d.

No i na koniec dzięki wielkie dla groupies i grup wsparcia – żony, Babczyńskich i ekipy PR:

Żony kibicujące, w tym jedna moja (ta na RÓŻOWO).
 
Perfect Runner zdjęcia nie odpuści. Teraz nikt mi nie powie, że koło szybkich biegaczy nawet nie stałem :) Graty dla wszystkich, bo jak nie podium to życiówka.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz